Pojawił się w sekcji pobocznej festiwalu KFF, nie ma polskiego tytułu i pewnie trudno będzie go wypatrzeć gdziekolwiek (mam jednak nadzieję, że nie zabraknie go na naszym Ińskim Lecie Filmowym). Dokument Jacka Piotra Bławuta – HOW TO DESTROY TIME MACHINES. Wyjątkowy wizualnie, rozgrywający się w spalonych słońcem pejzażach Arizony, mógłby stanąć w księgarniach na DVD obok na półce z takimi pozycjami jak „Sekretne życie drzew” czy „Życie pasterza. Opowieści z krainy jezior”.
Ale ten film to przede wszystkim muzyka, a właście opowieść o muzycznych związkach człowieka (artysty Jepha Jermana) z przyrodą i poszukiwania własnej filozofii tworzenia kompozycji, w których nieodzownymi elementami stają się przedmioty z otaczającego krajobrazu – kamienie, szyszki, kaktusy itp. Tworzenie, które staje się medytacją i medytacja, która przemienia się w refleksję na temat czasu i miejsca człowieka we wszechświecie.
Piękne, poetyckie kino.