Jeden z wielu XIX wiecznych zapomnianych cmentarzyków w okolicach Ińska. Część grobów rozkopana, gdzieniegdzie blaknące aczkolwiek jeszcze czytelne nazwiska, krzyże leżące po krzakach, wymowna cisza.
Przechadzam się i zastanawiam się co pozostanie po nas za 150 lat. Po tych ludziach, których prochy zmieszały się z ziemią, trwają czarodziejskie dzikie sady. Drzew nikt nie pryska, a one ciągle rodzą dorodne i zdrowe owoce. I pomimo, że tych dzikich śliw i grusz są tutaj setki, ludzie kupują owoce w hipermarketach. Często importowane z innych krajów.
Czy w naszych grobach za 150 lat też będzie ktoś czegoś szukał? Chińczycy? A może jakaś istota posthomosapiens, bo przecież całkiem możliwe, że przez ten czas nasz gatunek przekształci się w inną formę istnienia. Czy będą oni patrzeć na stare drzewa z takim podziwem jak ja?
Ot takie to myśli krążą człowiekowi po głowie jak sobie połazi po krzakach.
(Karlsthal – schyłek lata)