Wstaje człowiek sobie rano i idzie na śniadanie. Nie czeka aż ktoś mu przyniesie je do łóżka. Nie idzie do kuchni czy do knajpy.
Idzie niczym lunatyk pośród zapomnianych światów do doliny. Bo w takiej właśnie niedalekiej dolinie zatrzymał się czas.
Zatrzymał się dawno. Nie 30 lat temu. Nie 200 lat temu. W V wieku p.n.e. ludzie w dolinie w kamieniołomie ciosali skały na kolumny doryckie do greckich świątyń. Przyszła wojna i odeszli. To co zostawili zastygło w chwili.
Jemy z Aśką śniadanie na trawie. Ser. Salami. Pomidory. Patrzymy jak porozrzucane pośród drzew oliwnych kawałki świątyń trwają niewzruszone.
Popijamy sok z granatów czując się jak greccy robotnicy, którzy zaraz będą ciosać kamień i zaprzęgać zwierzęta.
Wstaje człowiek sobie rano i idzie na śniadanie do doliny.